środa, 22 listopada 2017

Medyna w Sousse

        Medyna w Sousse przypomina twierdzę. Za wysokim, pięknie zdobionym murem znajduje się targ. Boczne i usytuowane bardziej w głębi uliczki służą za część mieszkalną. I trzeba przyznać, że medyna słusznie została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jest potężna i robi wrażenie. W jej obrębie znajdują się również dwie zabytkowe budowle: ribat, czyli klasztor mający chronić miejscowych przed najazdami chrześcijan w średniowieczu oraz Wielki Meczet z 850 roku.


           Po przekroczeniu murów - harmider, tłumy, upał. Typowa handlowa dzielnica w tej części świata: sklepy,  stragany, stoliki pełne skórzanych torebek,  dywanów, dywaników, pluszowych fenków i  wielbłądów, żółtych bułeczek z sezamem, żółtych bułeczek bez sezamu, ociekających miodem ciastek i ciasteczek, kapci, sandałów, pasków, wyrobów ze złota, wyrobów z plastiku, barwnej ceramiki,  daktyli suszonych, daktyli prosto z palmy, lampek oliwnych z Hannibalem, lampek oliwnych z gałązką oliwną, przypraw stożkowo usypanych, przypraw w mini zestawach turystycznych, t-shirtów wszelkiej maści dla małych, większych i największych, zielonych migdałów w zamszowej skórce, suszonych migdałów w brązowej otoczce, fig soczystych i dojrzałych, pękatych arbuzów, słoików z harissą, słojów i mis z marynowanymi na ostro warzywami, handlarzy kusicielów, handlarzy poliglotów. 
 
         Z większego placu wchodzi się w ciasne, ciemne uliczki. Im dalej, tym robi się mniej przyjemnie. Praktycznie nie można przejść i to nie z powodu ilość znajdujących się tam osób, a natarczywości i nieraz wrogiego wzroku niektórych sprzedawców. Krzyki, nawoływania, niekiedy wciąganie do kramów na siłę. Nawet nie ma szans, by spokojnie zatrzymać się i obejrzeć towar. Jeśli stajesz, zostajesz wciągnięty w grę. Kto nie chce lub nie lubi targowania się o cenę, ma dwa wyjścia - przepłacić i w oczach miejscowych stać się frajerem lub zrezygnować z zakupu pamiątek.

          Zdarzają się jednak także sympatyczni sprzedawcy. Cisi, uśmiechnięci, o ciepłym spojrzeniu. Kolejną grupę stanowią wycofani - najczęściej mali kramarze, mężczyźni z przyprószonymi skroniami, suchą i pomarszczoną skórą. I tacy, którzy zupełnie nie zwracają uwagi nie turystów. Oni najczęściej handlują miejscowymi specjałami, towarem mało lub zupełnie niechodliwym wśród obcokrajowców. 

        Poza żywnością i standardowymi arabskimi produktami, trafiają się również bardziej egzotyczne przypadki, jak ten utrwalony na zdjęciu poniżej.
         
            Handlarz dzikimi zwierzętami siedzi wpatrzony w asfalt. Może drzemie. Dokładnie nie widać, bo oczy ma zasłonięte ciemnymi szkłami okularów przeciwsłonecznych. Zwierzęta są wystraszone. Apatyczne. Wysoka temperatura robi swoje. Ptaki praktycznie nie wyjadą żadnych głosów. Jedynie sokół nerwowo kręci głową. Co jakiś czas niektóre żółwie podejmują próbę wydostania się z pojemnika. Jeszcze walczą, mają nadzieję. Jeszcze nie pogodziły się z tym, co je spotka - zamiast stać się pupilkami dzieci, trafią do garnka na zupę.

            W głębi medyny specjały dla miejscowych – nadziane na haki tusze, rozczłonkowane części zwierząt, targ rybny. Ten ostatni robi największe wrażenie. Zadaszony barak podzielony na kilka stoisk i tłum mężczyzn licytujących kolejne partie ryb. Wrzawa, smród i testosteron.
           





        Jednak najtrudniej jest przechodzić koło punktów handlujących mięsem. Zwierzęta na ubój hoduje się na wszystkich kontynentach, a zabija we wszystkich kulturach, tutaj jednak rozbioru tusz dokonuje się na widoku. Umazane krwią blaty, zapach surowego mięsa, parujące podroby i muchy. Może nie plaga, ale jednak latają wokół dopiero co rozczłonkowanej krowy lub jagnięcia. Ktoś powie: mięso to mięso, jego droga do ludzkiego żołądka zawsze przebiega podobnie, niemniej widok udekorowanego natką pietruszki krowiego łba w moim odczuciu graniczy z profanacją.





         Dla wrażliwców wizyta na medynie może okazać się zbyt drastyczna. Będą wszystko przeżywać i przyrównywać do własnych wzorców. Tymczasem to inny świat, obca kultura, mentalność, warunki życia i jednocześnie niepowtarzalna okazja, żeby przyjrzeć się z bliska codzienności Tunezyjczyków i arabskim tradycjom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Đavolja Varoš - Miasto Diabła

        W rzeczywistości to nie miasto, a las i wzgórza Radan położone w  południowej Serii, dosłownie kilka kilometrów od granicy Kosowa. ...