wtorek, 28 listopada 2017

Đavolja Varoš - Miasto Diabła


       W rzeczywistości to nie miasto, a las i wzgórza Radan położone w  południowej Serii, dosłownie kilka kilometrów od granicy Kosowa. 






Miejscowi nie przepadają za nim, raczej go unikają, za to turyści chętnie zaglądają w ten złowrogo brzmiący zakątek. Według lokalnych legend skalne kolumny to przerażeni gniewem bożym goście weselni chcący ożenić bratem z siostrą. Natomiast inna wersja głosi, że to dzieci, które wygrały z diabłem zakład. Diabeł tak wściekł się tą przegraną, że w afekcie zamienił dzieci w kamienne słupy. Oczywiście są i tacy, co w tych kamiennych posagach doszukują się działania sił pozaziemskich. 

        Suma summarum to około dwustu stożkowych piramid, z czapeczkami z andezytu, w różnym stadium erozji, w piaskowym odcieniu, od dwóch do piętnastu metrów wysokości, które górują nad zieloną doliną i rdzawym potokiem o siarkowym zapachu.





      
        Na szlaku, u podnóża stoi mała, drewniana cerkiew św. Petki. Prawosławni wierzą, że Paraskiewa posiada moc uzdrawiania, więc kawałkiem białej tkaniny dotykają bolących miejsc, a następnie wieszają je na drzewku wotywnym przed cerkwią. 


Po tygodniu wstążeczki zostają spalone, tak aby chore ciało ozdrowiało, a cierpienia na zawsze pozostały w diabelskiej dolinie. 

         I oczywiście, w związku z tym rytuałem, pojawiała się kolejna legenda. Otóż, według tej wersji, kamienne słupy powstają z ludzkich trosk oraz demonów, które opuszczają pielgrzymów po spędzeniu  nocy w górskiej cerkwi.






piątek, 24 listopada 2017

Tonle Sap

    Jezioro Tonle Sap to bez wątpienia serce Kambodży. Ten największy na Półwyspie Indochińskim akwen nie tylko jest miejscem dostarczającym pożywienie czy źródłem dochodów dla khmerskim rodzin, lecz dla wielu z nich stało się także domem.
     W zależności od pory roku powierzchnia jeziora waha się od 2 500 do 15 000 km2, a głębokość od kilku do kilkunastu metrów. Dlatego też wioski na wodzie są ruchome i w zależności od panujących warunków pogodowych, mogą zmieniać swoje położenie nawet kilka razy w roku.
     Jednocześnie jezioro jest odpływem rzeki o tej samej nazwie, która na południowym - wschodzie łączy z rzeką Mekong. I to właśnie Mekong odgrywa znaczącą rolę w okresie między czerwcem a październikiem. Użyźnia glebę, przenosi ogromne ilości ryb i zwierząt wodnych, drastycznie podnosi poziom wód i co ciekawe, zmienia  kierunek nurtu. A wszystko to za sprawą topniejących w Himalajach śniegów oraz intensywnych opadów monsunowych.

     
      Poza obfitością pożywienia w formie ryb i skorupiaków, a warto podkreślić, że Tonle Sap należy do najbardziej zasobnych zbiorników w ryby słodkowodne na świecie, jest doskonałym miejscem do uprawy ryżu. Dzięki podmokłym terenom tutejsze zbiory są o wiele większe i częstsze niż w przypadku innych rejonów kraju.




      Podobno jezioro to dom dla prawie jednej czwartej ludności Kambodży. W sumie istnieje kilka wiosek. Te rybackie wspólnoty w głównej mierze tworzą rdzeni Khmerzy, ale także przedstawiciele takich grup etnicznych jak: Wietnamczycy, Chińczycy, Czamowie i inne mniejszości. Nie wszyscy żyją jednak na łodziach, cześć mieszka w drewnianych domach na  palach wokół jeziora, inni w tymczasowych namiotach po obu stronach brzegu.


     
      Okoliczna ludność większą część życia spędza na wodzie. Mężczyźni na połowach lub przy obsłudze turystów, kobiety na sprzedaży suszonych ryb, mięs oraz warzyw z małych łódek. Starsze dzieci uczęszczają do szkół na wodzie, młodsze pływają w miskach lub biegają po obrzeżach swoich domostw. 


     Na tych pływających gospodarstwach nie brakuje również zwierząt, zarówno tych domowych, jak i hodowlanych. Psy, świnie, węże, krokodyle to najpopularniejsze z nich. Poza tym prawie wszystkie domy wyposażone są w generatory prądu, anteny satelitarne oraz przystanie.


     Mętna woda z jeziora w zasadzie jest używana do wszystkiego: gotowania, mycia, prania, uprawy ogródków przydomowych, potrzeb sanitarnych. Głównymi problemami z którymi przychodzi zmierzyć się pływającej społeczności są natomiast ścieki, odpady oraz brak czystej wody pitnej. Przy niektórych domostwach powstają specjalne platformy do gromadzenia śmieci. Niemniej budowanie takich obiektów przy ciągłej rotacji jest zbyt mało opłacalne z ich punktu widzenia.




     Życie na jeziorze musi być zorganizowane - po najmniejszy szczegół! Są małe sklepiki i większe markety, szkoły, posterunki policji, kościoły, przychodnie, warsztaty mechaniczne, restauracje, farmy krokodyli oraz sklepiki z pamiątkami.

     Tonle Sap ze względu na bogaty system hydrograficzny w 1997 roku decyzją UNESCO zostało uznane za Rezerwa Biosfery.  

środa, 22 listopada 2017

Medyna w Sousse

        Medyna w Sousse przypomina twierdzę. Za wysokim, pięknie zdobionym murem znajduje się targ. Boczne i usytuowane bardziej w głębi uliczki służą za część mieszkalną. I trzeba przyznać, że medyna słusznie została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jest potężna i robi wrażenie. W jej obrębie znajdują się również dwie zabytkowe budowle: ribat, czyli klasztor mający chronić miejscowych przed najazdami chrześcijan w średniowieczu oraz Wielki Meczet z 850 roku.


           Po przekroczeniu murów - harmider, tłumy, upał. Typowa handlowa dzielnica w tej części świata: sklepy,  stragany, stoliki pełne skórzanych torebek,  dywanów, dywaników, pluszowych fenków i  wielbłądów, żółtych bułeczek z sezamem, żółtych bułeczek bez sezamu, ociekających miodem ciastek i ciasteczek, kapci, sandałów, pasków, wyrobów ze złota, wyrobów z plastiku, barwnej ceramiki,  daktyli suszonych, daktyli prosto z palmy, lampek oliwnych z Hannibalem, lampek oliwnych z gałązką oliwną, przypraw stożkowo usypanych, przypraw w mini zestawach turystycznych, t-shirtów wszelkiej maści dla małych, większych i największych, zielonych migdałów w zamszowej skórce, suszonych migdałów w brązowej otoczce, fig soczystych i dojrzałych, pękatych arbuzów, słoików z harissą, słojów i mis z marynowanymi na ostro warzywami, handlarzy kusicielów, handlarzy poliglotów. 
 
         Z większego placu wchodzi się w ciasne, ciemne uliczki. Im dalej, tym robi się mniej przyjemnie. Praktycznie nie można przejść i to nie z powodu ilość znajdujących się tam osób, a natarczywości i nieraz wrogiego wzroku niektórych sprzedawców. Krzyki, nawoływania, niekiedy wciąganie do kramów na siłę. Nawet nie ma szans, by spokojnie zatrzymać się i obejrzeć towar. Jeśli stajesz, zostajesz wciągnięty w grę. Kto nie chce lub nie lubi targowania się o cenę, ma dwa wyjścia - przepłacić i w oczach miejscowych stać się frajerem lub zrezygnować z zakupu pamiątek.

          Zdarzają się jednak także sympatyczni sprzedawcy. Cisi, uśmiechnięci, o ciepłym spojrzeniu. Kolejną grupę stanowią wycofani - najczęściej mali kramarze, mężczyźni z przyprószonymi skroniami, suchą i pomarszczoną skórą. I tacy, którzy zupełnie nie zwracają uwagi nie turystów. Oni najczęściej handlują miejscowymi specjałami, towarem mało lub zupełnie niechodliwym wśród obcokrajowców. 

        Poza żywnością i standardowymi arabskimi produktami, trafiają się również bardziej egzotyczne przypadki, jak ten utrwalony na zdjęciu poniżej.
         
            Handlarz dzikimi zwierzętami siedzi wpatrzony w asfalt. Może drzemie. Dokładnie nie widać, bo oczy ma zasłonięte ciemnymi szkłami okularów przeciwsłonecznych. Zwierzęta są wystraszone. Apatyczne. Wysoka temperatura robi swoje. Ptaki praktycznie nie wyjadą żadnych głosów. Jedynie sokół nerwowo kręci głową. Co jakiś czas niektóre żółwie podejmują próbę wydostania się z pojemnika. Jeszcze walczą, mają nadzieję. Jeszcze nie pogodziły się z tym, co je spotka - zamiast stać się pupilkami dzieci, trafią do garnka na zupę.

            W głębi medyny specjały dla miejscowych – nadziane na haki tusze, rozczłonkowane części zwierząt, targ rybny. Ten ostatni robi największe wrażenie. Zadaszony barak podzielony na kilka stoisk i tłum mężczyzn licytujących kolejne partie ryb. Wrzawa, smród i testosteron.
           





        Jednak najtrudniej jest przechodzić koło punktów handlujących mięsem. Zwierzęta na ubój hoduje się na wszystkich kontynentach, a zabija we wszystkich kulturach, tutaj jednak rozbioru tusz dokonuje się na widoku. Umazane krwią blaty, zapach surowego mięsa, parujące podroby i muchy. Może nie plaga, ale jednak latają wokół dopiero co rozczłonkowanej krowy lub jagnięcia. Ktoś powie: mięso to mięso, jego droga do ludzkiego żołądka zawsze przebiega podobnie, niemniej widok udekorowanego natką pietruszki krowiego łba w moim odczuciu graniczy z profanacją.





         Dla wrażliwców wizyta na medynie może okazać się zbyt drastyczna. Będą wszystko przeżywać i przyrównywać do własnych wzorców. Tymczasem to inny świat, obca kultura, mentalność, warunki życia i jednocześnie niepowtarzalna okazja, żeby przyjrzeć się z bliska codzienności Tunezyjczyków i arabskim tradycjom.

wtorek, 21 listopada 2017

Pomnik Bartolomeo Colleoniego

     Pomnik Bartolomeo Colleoniego a w zasadzie kopia renesansowego posągu Andrei del Verrocchio. Kopia powstała w 1913 roku dla muzeum miejskiego i zdobiła salę kopułową, w której umieszczono zbiory z kopiami najsłynniejszych dzieł antycznych i renesansowych.

       
           Po  II wojnie światowej posąg trafił do Muzeum Narodowego w Warszawie, a następnie stanął na dziedzińcu ASP. Na początku lat dziewięćdziesiątych władze Szczecina podjęły działania w celu odzyskania pomnika.



   W sierpniu 2002 roku posąg słynnego kondotiera usytuowano w centrum Szczecina na Placu Lotników. W 2009 przeszedł gruntowną renowację, podczas której m.in. Colleoni odzyskał trzymaną w prawej ręce oręż

 .




Đavolja Varoš - Miasto Diabła

        W rzeczywistości to nie miasto, a las i wzgórza Radan położone w  południowej Serii, dosłownie kilka kilometrów od granicy Kosowa. ...